Czy zatem jestem alkoholikiem? Podręcznikowym. Gdy piłem nałogowo, codziennie zasypiałem pijany, a rano budziłem się na kacu, więc odruchowo sięgałem po kieliszek. Było mi z tym całkiem dobrze – nauczyłem się żyć ze zmiennymi nastrojami, euforią przeplataną stanami depresyjnymi czy całkowitą bezradnością, przerywaną okresami pewności siebie i poczucia, że mogę wszystko. Mi było z tym całkiem dobrze – ale nie mojej rodzinie. Pewnego dnia żona odeszła ode mnie wraz z dwójką naszych dzieci, a uratowanie rodziny zależało tylko i wyłącznie ode mnie i od tego, czy pójdę na odwyk.
Odwyk tylko dzięki żonie
Więc poszedłem – do zamkniętego ośrodka, gdzie prze kilka tygodni mieli mnie nauczyć żyć bez wódki. Detoks zniosłem bardzo źle – czyli pewnie jak każdy. Przez kilka dni moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa, co uświadomiło mi, jak bardzo tkwię w szponach nałogu. Uświadomiłem sobie wtedy, czym jest choroba alkoholowa.
Pamiętnik alkoholika to nie żarty
Potem przyszedł czas na terapię grupową i indywidualną, która trwała w ośrodku dziewięć tygodni. Z dala od alkoholu i problemów świata zewnętrznego miałem dużo czasu na wyciszenie i przemyślenia. Bardzo pomogła mi wtedy moja żona, która regularnie mnie odwiedzała i bardzo wspierała; robi to do dziś. Po wyjściu z ośrodka miałem uczęszczać na terapię indywidualną oraz grupową, a także prowadzić pamiętnik alkoholika. To taki „magiczny zeszyt”, w którym zapisywać należy każdą myśl czy impuls ze świata zewnętrznego, który nasuwa myśl o napiciu się. Notowałem więc wszystko, a potem omawialiśmy z terapeutą mój tok myślenia oraz sposoby radzenia sobie z trudnymi emocjami. Dla mnie bardzo ważne było analizowanie wszystkich bodźców, które kierowały moje myśli do picia, a następnie robienie wszystkiego, by jak najwięcej z nich wyeliminować z mojego życia.
Grupa AA jak rodzina
Udało mi się – nie piję już trzy lata. Bezpośrednio po wyjściu z ośrodka niemal cały czas wspierała mnie żona, sprawdzając, czy jestem trzeźwy i pomagając mi uporać się z problemami dnia codziennego. Z czasem sam nauczyłem się funkcjonować bez alkoholu i teraz radzę sobie świetnie. Nadal uczęszczam na terapię grupową – raz w tygodniu spotykamy się w gronie osób, których połączyło przekleństwo nałogu i rozpaczliwa z nim walka. Niektórzy wciąż są na powierzchni, inni przestali przychodzić. Może już całkowicie zapanowali nad problemem? A może – co bardziej prawdopodobne – znów wrócili do nałogu? Moje wspomnienia alkoholika z okresu aktywnego picia są coraz mniej wyraziste – teraz mam nowe życie, pełne radości i perspektyw na przyszłość. Nie oznacza to jednak, że kiedykolwiek zapomnę, od jakiego dna udało mi się odbić. Ta część mnie już zawsze będzie dochodzić do głosu.
Tak to już jest, albo rodzina się na ciebie wypnie, albo pomoże i pokonasz alkoholizm. Nie ma nic pomiędzy i nigdy nie będzie. Alkoholizm w rodzinie to często jest temat tabu, ale jak podejdzie się do tego w odpowiedni sposób to można dużo wygrać dzięki temu.
No bez jaj, spójrzmy prawdzie w oczy. Jak człowiek był przez lata alkoholikiem, to nie rodzina się na niego wypięła, tylko on odwalił taką manianę, że nie było innej możliwości. A potem się gada, że rodzina nie pomogła. Jak przychodziliśmy nadziabani i cała kasa szła na wódę, to co mieli pomagać?